II Otwarte Zawody Cross Challenge zakończone. Swój udział chciałbym jak najszybciej zapomnieć (tak szybko jak Mateusz skończył WOD finałowy). Miał być powód do dumy, jest powód do wstydu. Obrany cel (półfinał) stał się nieosiągalnym marzeniem. Sama porażka nie boli, a nawet daje motywację do dalszej pracy. Za to kompromitacja odbiera chęć i zapał. Jednak ze 110 kg w DL nie ma co się rwać do rywalizacji. Nie ta klasa, a w dodatku antyreklama diety roślinnej.

Ogólnie organizacja zawodów na wysokim poziomie. Brawa dla wszystkich startujących i gratulacje dla ludzików z podium. Fajnie, że komuś chciało się coś takiego zrobić bo klimat był niesamowity.

Edit:

Jeszcze raz odniosę się do wczorajszych zawodów, do których podszedłem zbyt poważnie. Tym razem już na chłodno, bez złych emocji. 😉 Występ może nie należał do najlepszych, ale nie mogę patrzeć na mój rozwój przez pryzmat jednych zawodów. Wiadomo, że CrossFit to nie jednolita dyscyplina tylko szereg wielu ćwiczeń. W jednych czujemy się jak ryba w wodzie, inne są naszą piętą achillesową. Wczorajsze WOD-y nie przypadły mi do gustu bo liczyłem na coś bardziej sprawnościowego. Gdyby było coś co lubię to wszystko mogłoby potoczyć się inaczej, ale dzięki temu wiem, że jeśli chcę brać udział w rywalizacji z innymi to bardziej muszę przyłożyć się do ćwiczeń siłowych. Takim sposobem obrałem sobie za cel podniesienia 130 kg w martwym ciągu, który mam zamiar osiągnąć do końca roku.

Bez względu na rezultat i tak jestem zadowolony bo wiem, że jeszcze pół rok temu nie zrobiłbym nawet 1/3 tego co teraz. Nawet nie myślałem o jakiś zawodach. Przytoczę to co kiedyś już tu napisałem.

„Kończę trzeci miesiąc ćwiczeń i motywacja nie spada. Nie wstydzę się robić overhead squat rurką PCV, a jak robię samym gryfem 20 kg to jestem mega szczęśliwy. Nie wiem czy uda mi się kiedyś dojść do 50 kg, ale to nie znaczy, że jakimś czasie mam sobie dać spokój. KAŻDY Z NAS JEST GENIUSZEM WE WŁASNYM WYMIARZE. Nie każdy od razu musi być olimpijczykiem. Nie mam w planach zawodów, nie rywalizuje z innymi. Jedyna walka jaką toczę to pojedynek z własnymi słabościami. Robię to dla siebie i każdy ukończony WOD daje mi wiele radości. Za każdym razem świadomość, że udało mi się skończyć daje motywację i zielone światełko do dalszych działań.”

Nie dość, że 50 kg jest już dawno historią to jeszcze startuję w zawodach, gdzie konkurencja jest przewyższa mnie nawet o kilka klas, ale ni boję się tego.

Jeszcze raz dziękuję za doping, wsparcie i miłe słowa. Pamiętajcie, że KAŻDY JEST GENIUSZEM WE WŁASNYM WYMIARZE.

Wieczorem wrzucę zdjęcia ze wczorajszych zmagań.

Komentarze

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.