Nie bardzo wiem jak zacząć i jak podejść do tematu, ale chyba od razu na wstępie powiem, że leczę kontuzję. Początkowo myślałem, że to nic poważnego i za chwilę mi przejdzie, ale myliłem. Dokładnie dopadło mnie schorzenie, które mocno daje mi w kość i to dosłownie. W skrócie chodzi o dyskopatię. Jak na razie jestem jeszcze na etapie kuracji i cały czas mam nadzieję, że wkrótce wrócę do zdrowia.

Ostatni trening siłowy zrobiłem 15 marca i był to eliminacyjny workout 15.3 do The CrossFit Games. Już wtedy od ponad miesiąca dostawałem sygnały od organizmu, że jest z nim coś nie tak, ale na swoje nieszczęście zignorowałem je. Po treningach odczuwałem ból w odcinku lędźwiowym i w myśl powiedzenia, że „jak boli to dobrze” albo „jak boli to rośnie” trenowałem dalej. Uważałem, że to naturalna reakcja po cięższych WOD-ach niż ostatnio. Jednak ból narastał i postanowiłem robić sobie kilkudniowe przerwy, po których znów mogłem chwytać sztangę. 2 dni treningów, 3-4 dni przerwy. Do tego uparłem się, żeby swój udział w lidze doprowadzić do samego końca. Niestety po pewnym czasie najprostsze ćwiczenia powodowały dyskomfort i doszedłem do wniosku, że coś jest nie tak. Wtedy zrozumiałem, że potrzebuję dłużej przerwy i wizyty u specjalisty. Tak zmieniłem salę ćwiczeń na gabinety lekarskie. Zaczęło się chodzenie po lekarzach, fizjoterapeutach, prześwietlenia, badania itd.

Po raz pierwszy od 10 lat przekroczyłem próg przychodzi. Na dzień dobry usłyszałem, że mam dyskopatię i wysiłek fizyczny jest wykluczony. Jak dla kogoś, kto traktuje sport jako pasję jest to najbardziej mroczny scenariusz do wyobraźenia. Nie ukrywam na początku uwierzyłem w to i miałem przed oczami wizję końca treningów. Rozważałem nawet usunięcie strony z facebooka i bloga, ale nie poddałem się i zacząłem zgłębiać temat. Okazało się, że dyskopatia wcale nie przekreśla nas i nie trzeba rezygnować z CrossFitu. Wystarczy zmienić podejście, zwracać większą uwagę na technikę, przygotowanie i racjonalnie dobierać ciężary i uważać na siebie.

Jak to wyjdzie w praktyce okaże się w maju. Mam nadzieję, że do końca kwietnia ból całkowicie minie i będę mógł wrócić do prostych ćwiczeń. Najbardziej jednak żałuję, że zbagatelizowałem objawy i nie zareagowałem w porę. Być może uniknąłbym tej sytuacji i nie musiałbym zakładać skarpetek leżąc na plecach oraz prosić kogoś o zasznurowanie butów. Całe szczęście jest już lepiej i mogę wykonać czynności, które były niemożliwe. Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Przecież byłem tak dobrze rozciągnięty, mobilny, a tu nagle nie mogłem dłońmi dotknąć kolan. Do tego ominęły mnie zawody CfrossFit, do których się przygotowywałem. Ze smutkiem patrzyłem jak koledzy i koleżanki rywalizują w kolejnych workoutach, a ja mogłem tylko dopingować.

Ale już po głowie chodzi mi majowy Bieg Wegański „Łatwiej niż myślisz”/ Vegan Run „Easier than you think”i i mam nadzieję, że uda mi się pokonać dystans 5 km. Jak nie przebiec to chociaż przejść. 😉

Rada dla Was. Traktujcie sport jako formę aktywności, a nie obóz przetrwania. Jeżeli nie jesteście zawodowcami to nie katujcie swojego ciała. Nie starajcie się za wszelką cenę uzyskać maksymalnych wyników. Sport ma mieć pozytywny wpływ na nasze zdrowie, a nie je niszczyć. Jeżeli coś Wam dolega nie lekceważcie tego. Lepiej czasem odpuścić i zrobić kilka dni przerwy niż nabawić się kontuzji i stracić kilka miesięcy na powrót do formy.

Dzięki wszystkim za wsparcie, pomoc i zainteresowanie. Ci, którzy czekają na mnie klubie i pytają kiedy wrócę wkrótce mnie zobaczą. Trzymajcie się i uważajcie na siebie.

Vege siła!

Komentarze

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.